
A więc wojna! – wybory w Piasecznie czyli lokalny dzień świra
A więc wojna! Z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie, publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory, weszliśmy w okres wojny.
Taki komunikat odczytany przez Józefa Małgorzewskiego nadała rozgłośnia Polskiego Radia w dniu wybuchu II wojny światowej, i zdaje się, że stały dziś się mottem przewodnim dla lokalnych oddziałów walczących w wojnie o dobro prześladowanych mieszkańców, jak to co 4 lata bywa.
Zarówno jedna jak i druga strona stara się udowodnić jak straszny jest lub był przeciwnik, że wiedzą jak naprawić coś, za co sami są lub byli odpowiedzialni, że po jakimś czasie ludzie zapominają o wpadkach. Nie da się ukryć, że coraz bardziej wygląda to jak casting do programu rozrywkowego typu „rolnik szuka brony” lub nietypowa rozmowa kwalifikacyjna, lecz tak naprawdę nikt nie ogłosił naboru oraz wymagań stawianych kandydatom.
Wielu wierzy w media społecznościowe w stylu Facebook i siłę przekazu propagandy sukcesu za pomocą Youtube, nie wiedząc, że osiągając 3k wyświetleń (z czego połowę dzięki sobie) filmu w ciągu roku to ilość dziennych wyświetleń filmów o śmiesznych kotach i jednocześnie pokazuje to jak wysokie jest zainteresowanie lokalną polityką.
Wirtualni żołnierze zrównują swoich Panów do rangi bogów. A ich dokonania opiewają niczym rycerskie. A skoro wspomniałem o rycerzach, to wielu lokalnych działaczy stoi na fotografiach obok swego Pana niczym zbrojni, lecz tacy trochę mało rycerscy są w swych dokonaniach, zbroja wypłowiała, język jakby bardziej chłopski i cóż to za rycerz, który zapomina, że nie zawiesza się działalności rycerskiej bo plebs przestanie go wielbić. Czasem na fotografiach pojawia się król ojciec, królowa matka czy inny sławny członek organizacji czyniąc taką fotografię bardziej rodzinną. Wszyscy pchając się do środka fotografii, bo zawsze istnieje możliwość, że mogą zostać odcięci. Lokalna polityka jest bardzo prorodzinna i często wracają do łask synowie marnotrawni, którzy bardzo tęsknią za królewskim stołem, stają do konkurów, lecz zamiast rycerskiej walki fundują nam wygłupy błaznów.
Jak to na wojnie bywa, najwięcej cierpi na tym zwykły lud, który pokrywa koszty takich wojen. Zwłaszcza, że wygranym należą się synekury, a to kosztuje.
I tak lud będzie znów wybierał pomiędzy kandydatem A i B, ponieważ tylko tacy zostaną wypromowani. Niezdecydowani mogą liczyć na interwencyjne zasypanie dziury tłuczniem tuż przed wyborami, przypomnienie sobie twarzy swojego rycerza lokalnego na plakacie i podziękować za łaskę Panów.