Wydarzenia ostatnich dni na scenie politycznej, wywołane ujawnieniem treści podsłuchów, zachwiały moją wiarą w istnienie elementarnej sprawiedliwości i uczciwości w odniesieniu do obecnych ludzi władzy. Widząc ogrom arogancji naszej klasy politycznej ja, zwykły obywatel, jestem w równym stopniu tym oburzony, co pełen troski o nasz kraj. Świadomość, do czego są zdolne elity, aby osiągnąć zamierzone cele tj. utrzymać władzę i – przeliczalne na język pieniądza – wpływy, bezlitośnie wstrząsa poczuciem życiowej stabilności moich najbliższych i moim.
Wbrew zdaniu licznych oponentów obecnego rządu nie przekleństwa z ust poważnych urzędników państwowych są najważniejsze i nie upokarzająco przedmiotowe kupczenie nazwiskami oraz funkcjami. Najgorszym jest, że Platforma Obywatelska postanowiła za de facto państwowe pieniądze zrobić przedwyborczy PR i kupić głosy wyborców. Za wiele miliardów złotych, bo tyle trzeba było znaleźć pieniędzy w kasie państwowej, by podwyższyć pensje minimalną czy pokryć zaległości wobec emerytów. Nie był to jednak odruch serca, ani nagły u rządzących przypływ poczucia solidarności ze społeczeństwem. Przeciwnie, strategiczny majstersztyk, jaki planowano zrealizować, miał służyć tylko utrzymaniu się przy władzy. Zamiast odpowiednio gospodarować budżetem, oszczędzać – także u siebie np. na kosztach reprezentacyjnych – łatwiej było wyjąć bez pytania pieniądze z naszych kieszeni.
Jeśli do tego dodać wyraźne dążenie rządu do centralizacji zarządzania oraz do ograniczania autonomii innych ośrodków władzy i życia publicznego (urzędów skarbowych, służb specjalnych, prokuratury, biznesu prywatnego i publicznego oraz mediów), to nasza rzeczywistość – bez cienia przesady – nabiera kolorów pirackiej bandery. W konsekwencji działania te coraz mocniej rozgniataniem obywatela jak mrówki.
Jest też we wspomnianej rzeczywistości coś, co mnie bawi, ale sam już nie wiem, czy bardziej mi śmieszno, czy straszno. To fakt – potwierdzany w doniesieniach medialnych – że twórca służb specjalnych oraz pozostali znaczący politycy zostali podsłuchani przez „gang kelnerów”. Wielu w tej sytuacji doszukiwało się międzynarodowego spisku, jednakże chyba tylko po to, by świat nie pękł ze śmiechu. Prowokując pytania w rodzaju „czy nagrywający kelner jest patriotą czy donosicielem”, władza udaje, że nie widzi przestępcy w rządowym garniturze, bez którego udziału restauracyjne podsłuchy budziłyby skojarzenie co najwyżej z elektroniczną nianią. Władza nie widzi – ja widzę.
Ponad pół roku temu, po 3-letnim pobycie w PO, odszedłem z tej partii. Nie akceptowałem wielu rzeczy, które działy się w lokalnych strukturach Platformy. To był mój protest przeciw toczącej PO chorobie, której już nie można było leczyć dorysowując „choremu” rumieńce. Sytuacja wymagała natychmiastowej operacji usunięcia zdegenerowanej członkowskiej tkanki. To właśnie przez jej rozrost Piaseczno toczy dziś nowotwór walki między zwaśnionymi stronami i ich przedstawicielami, między partiami i ugrupowaniami, a także – o zgrozo – między urzędami, hamując realizację wielu projektów i odbierając cenną energię inicjatorom wartościowych idei. Wyniszczający nasze miasto rak ukrywa się także w odwiecznym lokalnym układzie, który doprowadził do niekontrolowanej zabudowy naszej gminy, w oparciu o dowolną interpretację planów zagospodarowania przestrzennego, gdzie infrastruktura nie nadążała za wzrostem demograficznym (brak chodników, dróg, brak odwodnienia, szkół, przedszkoli i żłobków etc.).
Czas na nowe rozdanie. Aby Piaseczno się rozwijało trzeba współpracy, uczciwości i transparentności samorządów. Może mi ktoś zarzuci naiwność. Nie szkodzi. Wierzę w ludzi i ich siłę odnowy. Wierzę, że teraz wiele się zmieni. Obywatele, którzy – co bezsprzecznie widać – przejrzeli na oczy, nie będą chcieli być dalej oszukiwani. W swej nowej świadomości wiedzą już, że to nie partie są najważniejsze, ale poszczególni ludzie i ich intencje.
W kulturze chrześcijańskiej istnieje ważki termin czasu odnowy, nadziei i wybaczenia. Podpisuję się pod nim. Albowiem każdy święty ma przeszłość, a każdy grzesznik przyszłość.
Piotr Kandyba
Comments
comments